W niedzielę Piotr zawoził pracowników na hytę do pracy.
Oczywiście nie odmówiłam kiedy zaproponował wspólną podróż.
Co to hyta?
Norweski domek letniskowy.
Różni go od naszego to iż jest budowany w strasznie dziwacznych miejscach.
Im większe odludzie tym lepiej.
Przynajmniej połowa z nich nie ma dostępu do wody i światła.
Ten do którego jechaliśmy znajduje się na wyspie w Sandefjord .
Zaraz po przyjeździe na parkingu ukazał mi się cudny widok.
Chodziły po nim 2 puchate kuleczki i piły wodę z kałuży.
Nie miałam pojęcia co to jest, ale jak podeszłam na 2 metry zostałam zaatakowana przez mewę.
Na wyspę dostaliśmy się motorówką, strasznie wiało ale widoki cudne.
3 lata temu będąc w innej części Norwegi też na hycie zebraliśmy takie ilości kozaków czerwonych, że chyba do końca swojego życia mi się nie uda tego powtórzyć.
Rekken lata coraz lepiej.
Jednak teraz ogromnie przyjazny pies sąsiada próbuje się z nią zaprzyjaźnić.
Ucieka im i wpada do nas do domu jak opętany a ona ucieka.
Wczoraj poleciała na dach a ja się strasznie boję, że sobie znowu coś zrobi.
Kolejny problem to jej przywiązanie .
Od wypadku chce spać z nami w łóżku.
Toż to nie jest kot i możemy ją przygnieść.
To samo z jedzeniem leci do miseczki wybiera kąsek i wraca z nim na tapczan.
Zaczęła chować jedzenie po kątach.
Tak więc jest coraz lepiej ale kot uszkodził jej coś przy szyi i dziwnie przez to skrzeczy i ma małe problemy z jedzeniem.
Nadal jestem zła jak diabli na kota, wiem że to instynkt ale ona była tak słodka a ja tak bardzo chcę żeby wróciła na woloność.