Dzień 4 wtorek
Noc spędziliśmy na statku w Luxorze.
Rano za oknem ukazała się taki widok.



To balony nad Doliną Królów, niestety tej wycieczki nie ma w naszym programie.
Tego dnia tylko płyniemy nie będzie postojów, ale to nie znaczy że nic ciekawego nie będzie się działo.
Najpierw szok, na Nilu są korki statki płyną jeden za drugim i to w dwie strony.




Wydaje się nam jakbyśmy przenieśli się w czasie.




Koło 16 dopłynęliśmy do śluzy w Esna i zaczęła się zabawa.
Tylko w tym miejscu mogą do nas podpłynąć handlarze ze swoim towarem.
Następnego dnia odbywa się wieczór Galabiji i trzeba się na niego odpowiednia ubrać.
To jest przezabawne oni na dole chcą zarobić jak najwięcej my nie chcemy dużo płacić bo co potem mamy zrobić z tymi kiecami?




Handlarz pokazuje towar jeśli chcesz go zobaczyć to pakuje go w worek foliowy i rzuca do góry.
Wtedy ty go oglądasz i zaczynacie podawać swoje ceny.
Oczywiście kolega z łódki obok taką samą pokazuje przynajmniej o połowę taniej i tak latają ceny i ciuchy góra dół.
Ubawiłam się bardzo i zostałam posiadaczką białej Galabiji za 30 funtów około 15zł.




Wieczorem na statku odbywa się wieczorek zapoznawczy .
Hani zaprosił nas na deser jest tylko jedna dodatkowa prośba .
Trzeba się ubrać przyzwoicie bezpośredniość Haniego powala.
 Ja na szczęście wiedziałam o tym i zabrałam na te różne kolacyjki aż 2 pary szpilek i coś ładniejszego od tiszerta.




Po fajnym wieczorze idziemy spać jutro znowu zwiedzanie.





Ciąg dalszy nastąpi


Otrzymałam od Aleksandry z takimi zasadami
1. opublikuj znaczek na swoim blogu z komentarzem zachęcającym i linkiem do osoby od której go otrzymałaś

2. przekaż go do 10 osób (wiem,wiem nie jest to łatwe) z prośba o opublikowaniu zasad.
3. osoby, które odbiorą znaczek proszone są o zostawienie komentarza.
Kochani mile będziecie widziani w gronie stałych gości - obserwujących blog.
Zasadą powyższej premii jest poznanie jak największej liczby blogów, a zostawienie swojej wizytówki jest dla Ciebie reklamą i zachęceniem do odwiedzenia Twojego bloga. Myślę, że każdy z nas marzy o jak największej liczbie gości :)


Bardzo dziękuję!!!
Premię przekazuję do:
 
 
Kolejna 5 osób wieczorem teraz muszę na cmentarz z siostrą . Dziewczynki uzasadniając swój wybór, chciałam przyznać znaczek dla nowych blogów. Sama jestem nowa :) Większość starszych blogów ma już to wyróżnienie i duże grono obserwatorów.
 

Dzień 3 poniedziałek ciąg dalszy 


Dojechaliśmy do Doliny Królów
Dolina świetna zaskoczeniem dla nas były takie fajne pociągi, do których się wsiada i one zawożą na miejsce.
Przewodnik mówił iż to bardzo pomocne w okresie lata jak jest tam strasznie gorąco i przejście nawet kilkuset metrów to mordęga.
W ramach wejścia z wycieczką mamy do zwiedzenia 3 grobowce ten najbardziej znany jest dodatkowo płatny a więc jak ktoś chce zobaczyć TUT ANKH AMUN płaci sam.




W dolinie nadal trwają prace.
 Zawsze chciałam zostać archeologiem.




Dwie sprawy, po pierwsze wszystko jest robione na czas to znaczy na każdy grobowiec mamy kilka minut i nie ma gadania bo musimy jechać dalej .
Po drugie jeśli przewodnik mówi nie wolno fotografować to nie wolno.
Jedna osoba z naszej wycieczki złamała zasadę i została aresztowana żona musiała zapłacić karę .
Teraz czas na pracownie alabastru.


Najpierw przewodnik Hani opowiada jak to się robi.




Potem kilka minut na zakupy i darmową herbatę z hibiskusa.
Fajne miejsce a cała droga pokryta jest pyłem alabastrowym, który w słońcu lśni jak diamenciki.
Gonimy dalej do autokaru i Światyni Hatszepsut 
Znowu pociąg i śliczny widok




Cudowne malowidła , klimat i Polska flaga tam pracują od lat nasi archeologowie.



Zaczynam pomału wymiękać w końcu wstałam o 4.30 rano.


Dobra rada okulary ,czapka i chusta musi znaleść się w waszej walizce.
Ale oczywiście to nie wszystko, teraz na naszej drodze  Kolosy Memnona
Tutaj poddałam się, prośbą i groźbą zmusiłam ślubnego do wyjścia z autokaru i pstryknięcia fotki.




Jest dopiero popołudniu a ja jestem głodna, zmęczona i marzę o toalecie .


Następny przystanek  Karnak
Pierwsze wrażenie takie sobie, świątynia jakich wiele w Egipcie.




Jednak już po kilku chwilach zapiera nam dech w piersiach.
Sala kolumnowa to bajka.





Pod koniec zaczęłam nawet wnosić modły do bogów, żeby to już się skończyło inaczej ja się wykończę .
 Widać poskutkowało bo następny przystanek to  obiad przy muzeum Luxor i statek . 
Nasz nazywa się RA.



Swoje najlepsze lata ma już za sobą .
Jednak my mamy postanowienie .
Nie przejmować się niczym na co nie mamy wpływu, pomaga nam w tym Martini zakupione w wolnocłowym na lotnisku.


Ciąg dalszy nastąpi.
      W tym roku obchodziłam 20 rocznicę ślubu.
Z tej okazji mąż zabrał mnie do Egiptu.
Po wycieczce pozostały cudne wspomnienia i kilkaset zdjęć.
Tak sobie pomyślałam żeby opisać w kilku słowach to co widziałam .
Wycieczka zaczęła się 13 marca w piątek samolot wylatywał po 13 z Poznania ,no nie zapowiadało się za fajnie.
Biuro podróży Alfa Star.
Byliśmy w 2 pary i wszystko załatwiał mąż koleżanki.
Między innymi dowiedział się iż na pokładzie samolotu lini egipskich nic do jedzenia ani picia nie będzie, ale lot krótki damy radę.
Jak wiecie picia na pokład nie wniesiecie.
 Pierwsze zaskoczenie, dostaliśmy posiłek a do picia co kto chce kawa, herbata, fanta.
 Szok i wszystko bezpłatnie.
Lot przebiegał bez problemów, wylądowaliśmy w Hurgadzie pod wieczór .
Widok z okna cudny, samolot podchodził do lądowania robiąc kolo nad Hurgadą i pokazując cudne kurorty szczęka opada.
 Jednocześnie usiadły chyba 4 samoloty i straszna kolejka do odprawy i wykupienia wiz.
 Już tam czekali na nas rezydenci .
 Po odebraniu walizek i wymianie kasy na funty egipskie idziemy do autokaru.
 Były ich 4szt i tutaj mogę się czepiać bo nie można się było dogadać kto do jakiego ma wsiąść, a rozwożono nas po całej Hurgadzie do różnych hoteli.
Nasza 4 dostała się do The Deserte Rose


Ośrodek śliczny ogromny pokoje ładne i czyste.


Dotarliśmy tam już późnym wieczorem a więc interesowały nas tylko pokoje łóżka.

Dzień 1 sobota


W tym ośrodku jak i w całym Egipcie jest chyba 90% Rosjan dlatego zaraz po przyjściu na śniadanie zostaliśmy ładnie przywitani przez kelnera po rosyjsku.
Wyjaśniliśmy że jesteśmy z Polski i już na obiedzie usłyszeliśmy "dzień dobry".
Ja wiem że oni muszą być mili dla nas, ale już nie raz byłam gdzieś gdzie teoretycznie powinno być miło i co?
Sami wiecie.
Posiłki były naprawdę świetnym przeżyciem .




Wieczorem podejmujemy decyzję wychodzimy na miasto




 Muszę nadmienić iż nie tylko cały kurort jest strzeżony przez ludzi z bronią, ale wejście na recepcje jak i do każdego pawilonu również.
Nigdy nie widziałam tyle broni.
Przedostajemy się na druga stronę jezdni uważając na auta, które nie są oświetlone.
Później dowiemy się że to dlatego aby nie przeszkadzać jadącym naprzeciwko ubaw po pachy.
Oczywiście sprzedawcy wyskakują jak diabełek z pudełka.
Do takiej wycieczki trzeba się przygotować psychicznie i nie dać się naciągnąć a najlepiej wziąć mało kasy, sprawdzić ceny i wrócić następnego dnia.
W ośrodku też były sklepy i np. bajeczne ręczniki były tam tańsze niż na mieście.
Jednak warto coś takiego zobaczyć to super przeżycie, mąż oszalał na punkcie targowania a spokojnie można z 60% utargować.

Po powrocie kolacyjka






Dzień 2 niedziela


Postanowiliśmy wykupić wycieczkę fakultatywną i popłynąć na rafę koralową pooglądać rybki przez oszklone dno łodzi.
Dobra rada, jak wieje nie wybierajcie się , można skonać tak buja bo te łodzie mają płaskie dno.
Dotyczy to osób, które wyjeżdżają w okresie wiatrów tak jak my.
 Ja już nawet podejrzewałam, że nazwa Hurgada ma coś wspólnego z huraganem.







Dzień 3 poniedziałek chyba 4.30 rano


Dokładnie 4.30 rano telefon z recepcji i miły głos zachęcający do wstania.
Trzeba szybko się przygotować do opuszczenia pokoju i kurortu.
 Jedziemy dalej.
 Dopiero teraz zaczyna się nasza prawdziwa przygoda z Egiptem.
 Autokar wiezie nas do Luxoru.
Po drodze folklor .






Droga długa ale te krajobrazy takie inne od naszych mi się podobało bardzo, reszta spała.


Ciąg dalszy nastąpi …
Jak mnie wczoraj wieczorem naszło na słodkie.
Szok !
Ale takie szybkie i najlepiej bez pieczenia.
Przypomniałam sobie o przepisie koleżanki Uli.



Ciasteczka z płatków owsianych


½ kostki margaryny
8 łyżek mleka
3 łyżki kakao (ja daje słodkie)
2 i ½ szklanki płatków owsianych
2 szklanki cukru


Wszystko smażymy na patelni przez jakieś 10 min.
Na blachę rozkładamy papier do pieczenia i wylewamy gorącą masę.
Jak lekko przestygnie za pomocą noża kroimy kwadraty i czekamy aż wystygnie.
Po wystygnięciu łamiemy ciasteczka.
Ostatnio dodałam zamiast płatków muslii i wiecie co?
Obłęd słodkie jak diabli ale pychota:)
Raz dodałam kawę rozpuszczalną bo mi sie kakao skończyło i też było super.

Smacznego
Poprostu mnie zamurowało Arctia zaprasza na swoje 1 Candy.
Są przedmioty, które lubię robić bardziej i takie, których nie lubię.
Na tej skali kluczniki lądują gdzieś pod koniec .
Ten był zrobiony w ramach wykorzystania resztek.

Każdy kto mnie zna, wie jak wielką miłością darzę serwety na drutach.
Nauczyłam się je robić jakieś 17 lat temu od dwóch 90 letnich staruszek w Oberhauzen w Niemczech.
Wzorki zdobywam głównie w sieci ale kilka razy w kiosku udało mi się kupić gazetki i to po Polsku .
Jeśli pamiętacie jeszcze czasopismo Anna to tam też były publikowane wzory na serwety na drutach.
Ta serweta z Candy niestety nie jest dla osób początkujących .
Owalne serwety bowiem robi się w kilku etapach .
Absolutnie nie chcę nikogo zniechęcać, dlatego spróbuję zrobić krótki kurs.




Zaczynamy od wzoru numer 1












Nakładamy oczka na 4 druty pończosznicze .
Robimy na okrągło jak każe wzór nr 1.






Teraz potrzebujemy druty na żyłce przekładamy prace z 3 drutów pończoszniczych.
Z jedne strony zaczynamy dziergać według wzoru nr 2.
Robimy z prawej i lewej strony .
Na końcu 3 ostatnie oczka przekładamy na agrafkę.














Po drugiej stronie robimy dokładnie tak samo.



Ostatnie 3 oczka przekładamy na agrafkę.







Przechodzimy do wzoru nr 3.
Musicie dobrze czytać podpowiedzi z gazety.
Na tych częściach dorobionych nakładamy po 37 oczek plus 3 oczka z agrafki i 38 oczek z drugiej.
Dodajemy te co już są na drucie z żyłką i powtarzamy czynność.
Musimy uzyskać 260 oczek.
Oczka nabieramy nie na oczkach brzegowych bo ich będzie za mało tylko tak jakby w 2 rzędzie.










Tak wygląda skończona serwetka.







Niestety dość żałośnie .
Plusem serwet na drutach jest ich delikatność i mniejsza ilość nici potrzebnych do ich wykonania .
Minusem to, że musimy je upiąć.
Rozrabiam krochmal z mąki ziemniaczanej.
Moczymy i wyciskamy potrzebne jest stare prześcieradło , podłoga z dywanem i dużo szpilek.
Rozkładamy serwetę i przypinamy w kilku miejscach aby uzyskać mniej więcej kształt .
Jak jesteśmy zadowoleni przypinamy całość ale najlepiej symetrycznie raz z jednej raz z drugiej strony.



Ten model robiłam chyba z 6 razy w różnych kolorach i różnej grubości nitek.






Jeśli są jakieś pytania piszcie będę uzupełniała ten wątek .
Wydaje mi się że to wszystko ale dla mnie ona nie stanowi już problemu a bardzo bym chciała żebyście mogły sobie ją wydziergać.
Ta czerwona będzie ślicznie prezentowała się na białym obrusie Bożonarodzeniowym .



Miłego dziergania.



Przy okazji krochmalenia znalazłam serwetę , którą robiłam w zeszłym roku i upchnełam w kącie.
 
Na samym początku chciałam wszystkim Bardzo podziękować za wzięcie udziału w moim pierwszym Candy.
Dzięki niemu udało mi się poznać fantastyczne osoby i ich cudowne blogi.

Tak więc zaczynamy…



Serweta z wieszaczkiem powędruje do …




Jeszcze raz Dziękuję za udział i już myślę co znowu wystawić na Candy.




Teraz wracam do upinania serwety na drutach .
Własnie kończę kurs serwety na drutach.
Już jutro moje pierwsze losowanie Candy.
Właśnie zastanawiam się jak to zrobić.
Zapisało się tak dużo osób ,że jestem w szoku.
Zapisy do północy :)
Z kręgu panikowania wypada sweter w stylu empirowym, bo został skończony.
Oczywiście kto mi pomagał w pracy?


W poniedziałek kupię tasiemkę i zrobię fotki , które wstawie oczywiście na bloga.
No i udało mi się znaleźć wzór na tą serwetę na drutach.
Wpadłam na pomysł żeby zrobić ją jeszcze raz i kliknąć kilka fotek taki mały kurs robienia serwetek owalnych.
Miał być tylko przepis na moją wersje galarety ale gdzie tam, muszę się poskarżyć na kota.
Ta kuzynka diabła obudziła mnie o 5 rano.
Oszaleć można ze zwierzem .
Najpierw próbowała spać na moich plecach, ale coś nie wygodnie jej było.
Potem wskakiwała na komodę, a tego jej absolutnie nie wolno bo tam stoi kwiatek, którego podgryza.
Następnie znalazła reklamówkę i jeździła na niej po dywanie.
Już dawno nie miała takiej głupawki.
 Za to co robi teraz?
Teraz śpi jak dziecko….



Wracając do galarety, dlaczego moja?
Jakiś czas temu tata przywiózł z Niemiec galaretę z kurczaka.
 Wtedy to była nowość a ja jako mała dziewczynka nie bardzo przepadałam za galaretą z nóżek ( co innego teraz).
 Ta galareta była bardzo smaczna i bardzo kolorowa.
Tutaj dochodzimy do sedna sprawy, ja do swojej galarety dodaje tą sałatkę


Galareta z kurczaka
1 kurczak cały
Warzywa na rosół
Kostka rosołowa lub wegeta
Żelatyna
Słoik kolorowej sałatki
4 jajka
Kukurydza
Groszek


Kurczaka gotujemy jak na rosół ale trochę bardziej doprawiamy .
Wyciągamy na osobną miskę i po wystudzeniu obieramy mięso raczej nie dajemy skórki.
Do naczynia nakładamy warstwami wszystkie dodatki i mięso .
Żelatynę rozrabiamy według opisu na opakowaniu.
Przelewamy rosół przez sitko i do czystego dodajemy żelatynę.
Dzięki tej sałatce galareta już nabiera smaku a więc nie przesadzajmy z octem lub cytryną.



Smacznego