Wtorek dzień 11


Po śniadaniu jedziemy do wioski Beduińskiej.
 Jest nas 4 ale mamy własnego przewodnika .
Najpierw jazda jeepem przez pustynie .




A że ona płaska nie jest to i podróż dała nam się we znaki.
W połowie drogi przystanek, musimy wejść na górę a potem z niej zbiec po piasku.
Przez całą wycieczkę jest z nami kamerzysta jutro będzie można kupić płytę za 10$
Na miejscu czeka na nas obiad w formie szwedzkiego stołu.
Niestety ja jestem dość mocno przeziębiona.
Przewodnik załatwił mi jakieś leki trochę się bałam ale jak ręką odjął i to po jednej tabletce.



Później pogadanka dla każdej grupy osobno a zjechało około 40 jeepów , o historii Egiptu i Beduinów.
Teraz idziemy do wioski.
Po kolei zwiedzamy wszystkie chaty i przyglądamy się ich życiu.
Tego dnia można spróbować nowych rzeczy takich jak jazda na wielbłądzie.




Jazda jak jazda, ale zsiadanie z wielbłąda to koszmar.
 Mój opiekun go za mocno pociągnął i potem już tylko pamiętam przerażenie, że spadnę tak się zaparłam że skurcz mnie chwycił w nogach, rękach i klatce piersiowej.
Nie mogłam oddychać a znajomi twierdzili że to był najgorszy widok, w myślach widzieli mnie jak się zabijam.
 Podsumowując, zwierzęta przeurocze ale już nigdy więcej na nie, nie wsiądę.


Za to kozę chcę mieć i już.




Na osiołku też się można było przejechać ale mi się już odechciało.

W wiosce była tak mała blondyneczka




Nie pasowała tam zupełnie.

Kolejne miejsce do zwiedzania to ogromne terrarium .
 Różne takie gady w tym kobry.
 Jednak co nieco można było wziąć na ręce.




Za mną stoi nasz młody przewodnik.

Później jeździmy tym
Jest tam tor i jeden za drugim jeździ w kółko.




Kolejna jazda to małe wózki i osiołki do nich zaprzęgnięte.
I jak dla mnie coś co pobiło wielbłąda.


Jazda na quadach .




Po kolei, najpierw krótki kurs obsługi.
Potem podpisanie papierów że jak się zabijemy to trudno.
A później najgorsza godzina mojego życia.
Pustynia nie jest prosta a tego potwora ciężko się prowadzi w piachu.
Zostaliśmy podzieleni na 2 grupy, dla samobójców i tych co chcą wrócić do domu.
Mimo to nerki miałam odbite a bransoletki tak mi się obijały o nadgarstki że miałam siniaki .
Ręce ledwo czułam a spodnie mam teraz ¾ bo trzeba było je obciąć tak się pobrudziły od smaru.


Po tej karkołomnej jeździe weszliśmy na górę i mogłam zobaczyć zachód słońca.




Teraz czekało na nas widowisko i kolacja.




Wiecie co to za miny?
 Nie żeby widowisko było be .
Po zachodzie słońca robi się strasznie zimno.
Miałyśmy długie rękawy ale tam naprawdę zrobiło się strasznie zimno.

Podsumowując to dla mnie był najbardziej ekstremalny dzień w tej podróży.
Zachęcam warto wydać dodatkowo te 25$ ale trzeba zabrać coś ciepłego i zdjąć bransoletki.
Aha na miejscu dostaniecie wodę w butelkach do picia.


Ciąg dalszy nastąpi

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Fantastyczna wycieczka, a w tych turbanach wyglądacie prawie jak wyrwane wprost z haremu. "Prawie", bo jednak golizną świecicie na niektórych fotkach, co przecież w haremie nie przystoi ;)
elkaj

Di pisze...

..a ja tu 100 lat na jednym miejscu siedzę , a inni sobie pupy na wielbłądach obijają :) :D
fajna wycieczka :)pozdrawiam

cyrylla pisze...

Lacrimo jesteś b. dzielna i odważna.Parę lat temu byliśmy w Egipcie ale wycieczkę na pustynię odbyliśmy w busiku.A i tak wytrzęsło na niemiłosiernie. Podziwiam szczerze :-)

Prześlij komentarz

Jest mi miło, że znalazłeś czas na napisanie kilku słów:)
Pozdrawiam Lacrima Marzena